baner

Recenzja

Murder Falcon, Daniel Warren Johnson [recenzja]

Paweł Panic recenzuje Murder Falcon
8/10
Murder Falcon, Daniel Warren Johnson [recenzja]
8/10
Twórczość Daniela Warrena Johnsona po raz pierwszy zawitała do naszego kraju raptem trzy lata temu, a można odnieść wrażenie, że zyskał on już całkiem pokaźne grono fanów. Spora w tym zasługa Nagle Comics, które po sukcesie zeszłorocznego „Z całej pety!” dosłownie poszło za ciosem i na ten rok zapowiedziało aż trzy albumy chicagowskiego komiksiarza. Pierwszy z nich to „Murder Falcon”.

Pomysł na fabułę jest tyleż prosty, co niedorzeczny – oto potwory z otchłani atakują nasz świat. Sytuacja może byłaby stracona, ale z innego wymiaru przybywa też obrońca, tytułowy Zabójczy Sokół. Antropomorficzny ptak nie tylko ma metalową rękę i niemniej efektowną czerwoną bandanę, ale też potrafi eliminować przerośnięte paskudztwa, zwane Weldarami. Żeby jego ciosy były skuteczne, potrzebuje jednak mocy heavy metalu, a tę może mu zagwarantować swoimi solówkami niejaki Jack. Jack to były gitarzysta i lider kapeli Brooticus. W obliczu zagrożenia musi ją reaktywować, bowiem z basem i perkusją moc metalu jest zdecydowanie bardziej efektywna. Ot, kolejna opowieść o kosmicznym zagrożeniu i wybrańcu, który jest jedyną nadzieją ludzkości. Takich fabuł znamy mnóstwo. Pierwsza walka, motyw zbierania drużyny i pojawiające się regularnie potwory, mogą sugerować historię o złożoności i głębi „Power Rangers”, w najlepszym przypadku „Czarodziejki z księżyca”. Niech nikogo to jednak nie zwiedzie. W tym szaleństwie naprawdę jest metoda.

Początkowe wrażenie jest jednak jak najbardziej słuszne: „Murder Falcon” to laurka wystawiona muzyce metalowej, ze szczególnym uwzględnieniem jej amerykańskich odmian z lat 80. i 90. Daniel Warren Johnson to rocznik 1987, więc jako nastolatek załapał się już na zmierzch tej epoki, niemniej z pewnością ma do niej duży sentyment. Ten komiks przepełniony jest estetyczną nostalgią będącą skrzyżowaniem gry rodem z automatów i filmu z kasety VHS. Najlepiej widać to na przykładzie vana naszych bohaterowie, który jako żywo przypomina furgonetkę serialowej Drużyny A. Do odbioru tego komiksu, jako może i głupawej, ale przy tym całkowicie bezpretensjonalnej rozrywki, przyczyniają się dynamiczne, okraszone żywymi barwami rysunki. Styl Johnsona to czysta energia, która co rusz wybucha w postaci efektownego splash page’a.

„Murder Falcon” mógł pozostać prostą rozwałką o nieprawdopodobnej fabule i nikt nie miałby do autora pretensji. Przy tak niedorzecznym pomyśle wyjściowym, oczekiwanie czegoś więcej byłoby po prostu postawą roszczeniową. Ale DWJ to twórca, który zyskał swój status dzięki temu, że w prostych, nastawionych na rozrywkę historiach potrafi przemycić refleksje na temat życia. I tutaj nie jest inaczej. Od pierwszych stron otrzymujemy kadry, które są skrawkami wspomnień naszego bohatera. Stanowią one klucz do całej opowieści, ale nie będę się w tym miejscu nad nimi pochylał, bowiem każda wzmianka na ten temat może zepsuć przyjemność z samodzielnego ich odkrywania.

W tym komiksie ukryto zdecydowanie więcej, niż się wydaje po pierwszych stronach, ale na szczęście wraz ze wzrostem poważniejszych akcentów, rosną też potwory, a wyobraźnia autora pozbywa się wszelkich ograniczeń. Japońskie oddziały obronne złożone z filharmoników? Są. Amerykańska flota lotniskowców zapełnionych wzmacniaczami i głośnikami? Jak najbardziej. Przepiękny jest też motyw szwedzkiej kapeli black metalowej, która swoją muzyką przywołuje mityczne istoty i zwierzęta. Żeby już nie przedłużać tej wyliczanki: atrakcji tutaj co niemiara.

„Murder Falcon” to dzieło po brzegi wypełnione emocjami. Ekscytuje, bawi, ale też wzrusza. Jest niczym wzorcowy album koncepcyjny, gdzie każdy fragment broni się jako samodzielne dzieło, ale dopiero w połączeniu z pozostałymi piosenkami tworzy spójną, zamkniętą całość. U Johnsona wątki rozrywkowe w pełni rozkwitają dopiero w połączeniu z poważniejszymi tonami. Rysunki to z kolei popis na miarę wirtuozerii najlepszych gitarzystów. A wszystko to po to, żeby przypomnieć nam jak ważni są w naszym życiu inni ludzie, jak bardzo ich potrzebujemy i dobrze się do nich czasem przytulić. Tak po prostu – nie tylko wówczas, gdy jest nam źle.



Ps: podczas pisania tej recenzji słuchałem „Vulgar Display of Power” Pantery i „Holy Diver” Dio. Żeby się przekonać, czemu akurat tych albumów, polecam przejrzeć galerię alternatywnych okładek poszczególnych zeszytów „Murder Falcona”.

Opublikowano:



Murder Falcon

Murder Falcon

Scenariusz: Daniel Warren Johnson
Rysunki: Daniel Warren Johnson
Wydanie: I
Data wydania: 21 Luty 2024
Druk: kolorowy
Oprawa: miękka
Format: 170x260 mm
Stron: 208
Cena: 82,90 zł
Wydawnictwo: Nagle Comics
ZAPOWIEDŹ
WASZA OCENA
Brak głosów...

Galerie

Murder Falcon, Daniel Warren Johnson [recenzja] Murder Falcon, Daniel Warren Johnson [recenzja] Murder Falcon, Daniel Warren Johnson [recenzja]

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-